Wziął ją za łokieć i poprowadził ścieżką okrążającą
staw. Choć nie ściskał jej mocno, wyczuwała jego siłę. Wiedziała, że nie zdołałaby mu się wyrwać, lecz wcale jej nie przerażał, tylko podniecał jak jeszcze żaden mężczyzna. Zastanawiała się, jak smakują jego usta. Stanęli pod purpurowymi, zwieszającymi się kwiatami wistarii. Powietrze przesycał ich ciężki, słodki zapach. Markiz odwrócił się twarzą do dziewczyny, ale nie puścił jej łokcia. - Na czym to stanęliśmy? - zapytał cicho. - A, tak. Jestem pani winien wyjaśnienie. Jego oczy lśniły w blasku pochodni. Victoria wyraźnie czuła jego bliskość, zdawała sobie sprawę, że celowo wybrał miejsce pod ciężkimi gałęziami krzewu. Ciszę zakłócał odległy, stłumiony szmer głosów, dźwięki smyczków i szum wiatru. - Myliłam się - powiedziała, siląc się na swobodny ton. Przesunął wzrokiem po jej sylwetce, wrócił do twarzy. - W jakiej sprawie? - Kiedy pana zobaczyłam, pomyślałam, że jest pan podobny do brata. Ale to nieprawda. Odgarnął lok z jej czoła. - Jak dobrze pani znała starego piernika? Od lekkiego muśnięcia Victorię przebiegł dreszcz. Ta mimowolna reakcja wprawiła ją w zakłopotanie, bo jednocześnie uraził ją jego brak delikatności. - Markiz Althorpe był bardzo szanowany. Palec przesunął się na policzek. - To dopiero nowina. - Nie rozumiem, dlaczego tak źle pan mówi o swoim bracie, podczas gdy wszyscy go podziwiali. - Widać nie wszyscy. Ktoś wsadził mu kulkę w głowę. Victoria zesztywniała. - Nie obchodzi pana, że brat nie żyje? Sinclair Althorpe wzruszył ramionami. - Nie przywrócę go do życia. - Dotknął płatka jej ucha. - Czy dobrze słyszałem, że Marley nazwał panią Vixen? - Czy cała rozmowa miała na celu zaciągnięcie Vixen Fontaine do ogrodu, żeby później chwalić się tym przed przyjaciółmi? Markiz znieruchomiał na moment, po czym pieszczotliwie musnął kciukiem kącik jej ust. - A jeśli nawet tak? - Zmysłowe wargi wykrzywiły się w uśmiechu, od którego zaparło jej dech. - Tyle że ja nie mam żadnych przyjaciół. Wyłącznie rywali. - Więc chce mnie pan pocałować. - Chyba to pani nie dziwi. - Przekrzywił głowę i opuścił wzrok na jej wargi. - Na pewno już się pani całowała. Na przykład z Marleyem? - Wiele razy. I nie tylko z Marleyem.