- Dobrze, rzecz wygląda tak. Nie jestem tylko dziennikarskim wolnym strzelcem - odwróciła się od okna i usiadła
na antycznej kanapie. - Przygotowuję książkę. Shelby się zaniepokoiła. Powinna była liczyć się z taką ewentualnością. - O czym? - Oczywiście o tajemnicy Estevanów. To główny wątek, ale to jest również opowieść o Bad Luck i wszystkich 137 sekretach miasteczka. - Oczy Katriny pojaśniały. - Włącznie z tym... stwierdzeniem, że jesteś córką mojego ojca? - Tak. - Może powinnaś to jakoś wyjaśnić. - Shelby chciała wierzyć, że ta kobieta jest naciągaczką, kimś, kto próbuje wrobić jej ojca, ale fakt, że jej samej żołądek podchodził do gardła, a w głowie kręciło się od nadmiaru wątpliwości, przekonał ją, że Katrina nie jest tylko królową pozorów. - A zatem dlaczego uważasz, że sędzia jest twoim ojcem? Kątem oka Shelby dostrzegła przez okienne szyby srebrzysty blask. Mercedes ojca właśnie pojawił się na podjeździe, a jego lśniąca karoseria odbijała smugi słońca prześwitujące między koronkowe gałęzie drzew. - Poczekaj, chyba będziesz miała szansę powiedzieć to sędziemu osobiście. - Poczuła duży niepokój. - Wygląda na to, że zmienił plany i wrócił do domu. - Miała wrażenie, że skradzione klucze przepalają kieszeń i parzą ją w nogę. Odłożyć je na miejsce, zanim ojciec się zorientuje? Katrina wciąż się uśmiechała. - Dobrze. To tylko ułatwi sprawę. Shelby w to wątpiła. Odkąd tylko wylądowała w Bad Luck, wcale nie było jej łatwiej. Wręcz przeciwnie, jej życie stawało się coraz bardziej skomplikowane. - Powiem Lydii, żeby go tu przysłała. - Wstała i wyszła z pokoju. Dokładnie w tym momencie usłyszała kroki gosposi we foyer. Lydia niosła srebrną tacę, a na niej kryształowe szklanki i takie same dzbanki z lemoniadą i herbatą z lodem. Była już prawie przy przeszklonych drzwiach, kiedy i ona zobaczyła, jak mercedes sędziego zwalnia i zatrzymuje się przed garażem. - Dios - szepnęła wstrząśnięta. Srebrna taca zachybotała. Shelby w mgnieniu oka podbiegła do Lydii. Szklanki przesunęły się na tacy. Shelby zareagowała szybko, chwytając jej brzeg, ale było za późno. Herbata i lemoniada zaczęły się wylewać z dzbanków, a szklanki spadły na podłogę i się rozbiły. Kostki lodu ślizgały się po marmurowej posadzce. Plasterki cytryny pospadały, a herbata chlusnęła na twarz i bluzkę Shelby. Frontowe drzwi się otworzyły. Do foyer wszedł, wsparty na lasce, sędzia Red Cole. - Do diabła, co wy tu wyrabiacie? - zapytał. Miał czerwoną twarz, a z czoła ściekała mu strużka potu. - Och, sędzio, przepraszam. - Połykając łzy, Lydia próbowała podnieść szybko topniejące kostki lodu. - Strasznie przepraszam. Ja... nie spodziewałyśmy się, że pan wróci do domu tak wcześnie. - Moje spotkanie w San Antonio zostało przełożone. - Przyniosę mopa. - Co się tutaj dzieje? - zapytał surowym tonem. - Jest tu ktoś, kogo chyba powinieneś poznać - powiedziała Shelby, podając tacę roztrzęsionej Lydii. Potem otarła twarz. - Kto, do jasnej ciasnej... - Sędzia przeniósł spojrzenie z Shelby na oszklone drzwi. Shelby dostrzegła stojącą po drugiej stronie Katrinę. 138 - Na miłość boską - wyszeptał. Sposępniał i aż się przygarbił. W tym momencie Shelby zrozumiała, że Katrina mówiła prawdę. Reporterka z Dallas rzeczywiście była jej przyrodnią siostrą. Zaschło jej w gardle i zawirowało w głowie na myśl o prawie dwudziestu pięciu latach kłamstw. - Chyba musimy porozmawiać, tato - wydusiła. - Tym razem żadnych wykrętów. Sędzia gapił się na kobietę w salonie. - Masz rację, Shelby - przyznał cicho. Nie odrywał wzroku od Katriny. Jego twarz miała w sobie coś tragicznego. - Naprawdę musimy porozmawiać. I to zaraz. A więc Caleb Swaggert został zamordowany, pomyślał Shep, patrząc przez upstrzoną owadami przednią szybę swojego pikapa.