ciała.
-A co za różnica? -Chciałbym dowiedzieć się czegoś o kobiecie, która zajmuje się moim dzieckiem. Jestem też ciekaw, jak wyglądała droga z farmy, na której uprawia się orzeszki ziemne, do Departamentu Stanu. Miał prawo, pomyślała. Gdyby to było jej dziecko, zachowałaby się tak samo. -Byliśmy biedni jak myszy kościelne - wyznała. - Mama wpadła na pomysł, że moglibyśmy zarobić parę dodatkowych groszy i zgłosiła mnie do konkursów piękności oraz reklam. Miałam wtedy tyle lat, co Kelly. - Wzruszyła ramionami i odwróciła się do niego ze spodkiem w dłoniach. - Gdy trochę podrosłam i zrozumiałam, jaka to paskudna branża, ile w tym nienawistnej konkurencji, zaczęłam sama wybierać konkursy, w których chcę wziąć udział. Chodziło mi o pieniądze i stypendia, żebym mogła iść na studia i uciec ze wsi. -Urocze. Parsknęła śmiechem i podniosła wzrok. Stał wciśnięty między dwie pary otwartych drzwi. Jedne prowadziły do frontowej części domu, a drugie na schody dla służących. Kusiło ją, żeby włączyć górne światło. Ale obiecała, a Laura Cambridge nie łamie obietnic. Nawet tych złożonych księciu-smokowi. -Próbowałaś uciec od swoich korzeni? -Nie, skąd. Po prostu nie chciałam zostać żoną farmera, mieć piątki dzieci, co miesiąc martwić się o związanie końca z końcem, a każdej nocy modlić się o deszcz, żeby słońce nie spaliło zbiorów. Zaskoczyło go brzmienie jej głosu. -Przykro mi... -Daj spokój. - Westchnęła. - Bywało ciężko, ale tak naprawdę nie zdawaliśmy sobie sprawy z własnego ubóstwa. Wszyscy dookoła żyli tak samo. Mama i tato wcale nie najgorzej sobie radzili. - Zaśmiała się szyderczo. - Ale mama tak się przyzwyczaiła do oszczędzania, że nadal, na przykład, nie wyrzuca tłuszczu wytopionego przy smażeniu boczku ani starych ubrań. A tak na wszelki wypadek robi weki z warzywami i smaży dżemy. - Pokręciła głową. - Mam wrażenie, że są rzeczy, których po prostu nie da się zmienić. Wzięła spodek i poszła przez jadalnię do salonu. Nie miała pewności czy po powrocie zastanie Richarda w kuchni. Postawiła spodek na kamiennej podłodze, pomogła Kelly i kociakowi przenieść się w bezpieczną odległość od ognia i zapytała, czy Kelly ma ochotę na gorącą czekoladę. Odpowiedzią był szeroki uśmiech. Laura wróciła do kuchni i od razu wyczuła, że Richard nadal tu jest. Coś w niej zadrżało z radości, że nie zniknął w swojej wieży. Znalazła paczkę kakao. Zagrzała wodę. -Masz ochotę? -Nie. dziękuję. Jak to możliwe, że te dwa słowa brzmią tak uwodzicielsko? Oboje skrzętnie jak nastolatki ignorowali fakt, że dwie noce temu padli sobie w ramiona. Łatwo jest zachowywać się uprzejmie,