- Droga lady Arabello, przecież każda młoda dama musi znać francuski.

  • Sydonia

- Droga lady Arabello, przecież każda młoda dama musi znać francuski.

21 May 2022 by Sydonia

- Nie rozumiem po co. - To najbardziej elegancki z języków. Władali nań Wolter, Racine i... - Do diabła z nimi! - Arabella wstała. - Dzień jest taki piękny i nie mam zamiaru go zmarnować. Bez dalszych wyjaśnień wyszła z pokoju, zostawiwszy pannę Lane bliską ataku apopleksji. Nieszczęsna nauczycielka trzęsła się cała i szukała w pośpiechu swoich soli trzeź¬wiących. Arabella w istocie celowo zachowywała się tego dnia aż tak niegrzecznie. Po mszy niedzielnej udało się jej umówić z młodym Joshem Baldockiem, synem farmera, którego ojciec dzier-żawił ziemię od Candoverów. Wiedziała, że pracują teraz na wielkiej łące w odległej części Home Wood. Zbliżało się południe i mężczyźni powinni zrobić sobie zaraz przerwę na obiad. Kazała Joshowi czekać, aż się zjawi. Potem pójdą razem do lasu i tam, być może, pozwoli się mu pocałować. Arabella pobiegła żwawo do swojego pokoju, chwyciła płaszcz i kapelusz, po czym wykradła się z domu tylnymi schodami. Laney z pewnością doniesie o tym ciotce, ale wcale jej to nie obchodziło. Candover ma zostać sprzedane, wszyscy o tym wiedzą, chociaż starają się to przed nią ukryć. Zapewne nie doczeka tu nawet końca sezonu - umrze z nudów, zamknięta z ciotką w Bath. Więc póki może, będzie do woli korzystać z życia i nikt ani nic jej od tego nie powstrzyma. Tej nocy Clemency nie spała zbyt dobrze. Jakkolwiek by na to patrzeć, wydarzenia poprzedniego dnia wniosły zamęt w jej i tak już pogmatwane życie. Markiz był z pewnością tym nieznajomym, który ją pocałował, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Co gorsza, ten niebezpieczny człowiek omal jej nie rozpoznał. Całe szczęś-cie, że był wtedy w szoku! Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, to żeby markiz zapamiętał tamten incydent tak samo wyraźnie jak ona. Ganiła się, jak mogła być aż tak nieostrożna, by pozwolić się pocałować obcemu! A teraz mieszka zaledwie kilka kilometrów od młodzieńca o tak fatalnej reputacji, znanego w każdym domu rozpusty w Covent Garden. I choć obecność pani Stoneham gwarantuje jej na razie bezpieczeństwo, to nie wiadomo, jak zachowa się markiz, jeśli przypomni sobie wydarzenia z Richmond. Zapewne weźmie ją za jedną z owych bezwstydnych dziewcząt bez zasad... Postanowiła być ostrożniejsza i wspominała z nadzieją słowa kuzynki Anne, że nie spotkają się już z nikim z rodziny rodu Candover. Zeszła na śniadanie blada i nie wyspana. - Zamartwiasz się - zauważyła na jej widok pani Stone¬ham. - Niestety, obawiałam się tego. Moja droga, zadzwoń po Bessy, niech wie, że już zeszłaś. - Wiem, że to głupie - odparła Clemency, a potem zwróciła się do służącej: - Dzień dobry. Bessy. - Dzień dobry, panno Clemency. Co panienka zje na śniadanie? - Nic specjalnego, wystarczą tylko tosty z kawą. - Musisz się wybrać dzisiaj na porządny spacer, Clemency - powiedziała z troską pani Stoneham. - Niechaj słońce Przywróci twoim policzkom nieco kolorów. Bessy zapakuje ci jabłko i trochę ciasta. W południe oczekuję odwiedzin pani Lamb, żony wikarego, którego pamiętasz, myślę więc, że byłoby rozsądniej, gdyby cię nie widziała. Jest poczciwą kobietą, ale nadzwyczaj wścibską. Po chwili dodała: - Słyszałam, że koło Home Wood rosną piękne grzyby. Weź koszyk i postaraj się trochę ich nazbierać. Nie ociągając się dłużej, Clemency chwyciła koszyk i parasolkę i ruszyła na przechadzkę. Kuzynka Anne ma rację, pomyślała, spokojny spacer pomoże uspokoić jej umysł i uporządkować myśli. W ciągu godziny nazbierała grzybów - pachniały wspaniale, po czym poszukała polany, by odpocząć i zjeść drugie śniadanie. Siedziała i gryzła jabłko, rozkoszując się cieniem i zapa¬chem lasu. Za miesiąc dojrzeją jeżyny, pomyślała, zupełnie jak u babci. Zastanawiała się, gdzie będzie za miesiąc i jak potoczą się jej losy. Zaczęła właśnie jeść placek, gdy zaniepokoiły ją dziwne hałasy, dobiegające z tyłu. Z początku wzięła je za walki kosów w zaroślach, ale po chwili wyraźnie usłyszała płacz. Odłożyła ciasto, wzięła parasolkę i ostrożnie udała się w stronę krzaków. Za leszczyną pośród paproci leżał młody mężczyzna, opalony i muskularny, i przyciskał do ziemi wierzgającą dziewczynę. Miała halkę podciągniętą ponad kolana i włosy w nieładzie, a Clemency rozpoznała w niej ze zdumieniem ni mniej, ni więcej tylko lady Arabellę Candover! - Nie, Josh... nie! - Przecież to lubisz - szepnął gardłowo młodzieniec, zsuwając jej stanik i całując namiętnie. - Nie... - płakała Arabella. - Nie chciałam... och, Josh, przestań! - Nie lubię, gdy mnie tak drażnisz - odparł chłopak. - Celowo mnie rozpaliłaś, więc dostaniesz to, o co prosisz. - Jedną ręką gładził teraz jej udo, a potem zbliżył usta do szyi i lekko ją ugryzł. Arabella krzyknęła rozpaczliwie. Clemency ruszyła do przodu i napotkała jej zaskoczony wzrok. - Och! - westchnęła dziewczyna, po części ze wstydu, a po części z wdzięczności. Josh podniósł głowę. Był o wiele młodszy, niż Clemency mogła przypuszczać. Okazało się, że to ten sam młody syn dzierżawcy, do którego Arabella puszczała oko w kościele. Wyglądał na szesnaście lat i gdy ją ujrzał, na jego twarzy pojawił się wyraz najwyższego zmieszania. Usiadł, pośpiesznie poprawił ubra¬nie Arabem i przesunął ręką po czerwonej z zażenowania twarzy. Zaległa długa, niezręczna cisza. Młodzieniec wydawał się sparaliżowany strachem, Arabella wyglądała, jakby się miała za chwilę rozpłakać, bardziej wobec doznanej znie¬wagi niż z szoku, a Clemency zastanawiała się gorączkowo, co robić. Wtedy dobiegł ich odgłos kroków. Pięćdziesiąt metrów od nich krętą ścieżką wśród drzew zmierzał w ich stronę markiz Candover ze strzelbą w ręku i torbą przerzuconą przez ramię. - Najlepiej będzie, jeśli już sobie pójdziesz. - Clemency kiwnęła głową na chłopca. - Przepraszam, Bello - wyjąkał niezręcznie i wstał. - Nie chciałem cię przestraszyć. - Mnie też jest przykro - szepnęła Arabella. - To również moja wina. Młodzieniec obejrzał się za siebie i widząc nadchodzącego markiza, co sił w nogach pobiegł w drugą stronę. - A teraz, lady Arabello, proszę doprowadzić się do porządku - ponagliła Clemency. Pomogła jej wstać i strzepać resztki paproci z sukni i włosów. - Gdzie pani kapelusz? Arabella poprawiła bluzkę i potrząsnęła suknią. Nagle, jakby przytłoczona nazbyt wielkim ciężarem, opadła na ziemię i wybuchnęła płaczem. - Bawiliśmy się ze sobą jeszcze jako dzieci - łkała. - Dlaczego musiał to wszystko zepsuć? Przynosił mi kijanki i pomagał łapać cierniki. Clemency pogłaskała ją po włosach. - Kiedy mnie ostatnio pocałował, zachowywał się całkiem przyzwoicie - skarżyła się Arabella. - Więc postanowiła go pani jeszcze trochę pozwodzić - zasugerowała Clemency, ale objęła ją ramieniem i uścisnęła serdecznie. - Moja droga, musi pani wiedzieć, że to niebezpieczna gra, szczególnie jeśli chodzi o młodych mężczyzn. Przypuszczam, że jest teraz równie zawstydzony jak pani. Zbliżał się markiz; kiedy znalazł się dziesięć metrów od nich i usłyszał płacz Arabelli, zorientował się, że dzieje się coś niedobrego. Zaniepokojony, przyspieszył kroku. - Nie powie mu pani, dobrze? - szepnęła Arabella. - Nie będę musiała - odparła oschle Clemency. W istocie, wystarczył mu jeden rzut oka na siostrę, na jej pogniecioną, brudną halkę i widoczny ślad po ukąszeniu miłosnym, by zrozumiał. Ogarnął go rosnący gniew. - Gdzie on jest? - krzyknął ze wściekłością do Clemency. - Kto taki, milordzie? - Nie bądź niemądra, dziewczyno, młody Baldock! - Po¬prawił strzelbę na ramieniu. - Nie mam pojęcia - odparła chłodno Clemency. - I na pańskim miejscu nie nalegałabym tak bardzo, by go odszukać. - Dać temu spokój, kiedy moja siostra została napadnięta?

Posted in: Bez kategorii Tagged: córki czesława niemena, córki czesława niemena, puszyste kotlety mielone,

Najczęściej czytane:

- Zobaczymy - rzekła Eugenia zimno, ale Cherise udała,

¿e tego nie słyszy. Gdy ju¿ wychodzili, Nick spytał jeszcze: - Czy Pamela Delacroix nale¿ała do Koscioła Swietej ... [Read more...]

Kłamstwa. Całe moje ¿ycie jest jednym wielkim

kłamstwem, pomyslała, odruchowo skrecajac w prawo. Korytarz wydał jej sie dziwnie znajomy. Serce biło jej mocno i szybko, czuła ucisk w piersi, na plecach wystapił zimny pot. ... [Read more...]

ię z nią. Wabił ją. A ona była z tego ...

zadowolona. 60 - Jak jest, tak jest. - Pociągnął duży łyk i powoli lustrował ją wzrokiem, od wystających z sandałów palców aż po ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 sennik.x.warszawa.pl

WordPress Theme by ThemeTaste