nie lubił widoku zwłok, zawsze na widok śmierci robiło mu się niedobrze, co starannie
ukrywał przed kolegami. Gdyby to wyczuli, nie daliby mu spokoju. Wiedział, co go teraz czeka. Właśnie w tej chwili asystent wwiózł do pomieszczenia wózek przykryty prześcieradłem. Upewnił się, zerkając na karteczkę na kciuku ofiary, że to właściwa NN. – Gotów? – zapytał Hayes. Bentz wziął się w garść. – Tak. – Oczywiście to kłamstwo. Kiedy po raz ostatni widział Jennifer, była pełna życia, psotna i zwinna jak gazela. Żyła. Wystarczyło kilka godzin, by zostały z niej zimne zwłoki pod prześcieradłem. – Wiesz, że nie znam jej nazwiska – przypomniał Hayesowi. – Nieważne. Interesuje mnie, czy to ta sama kobieta. Bentz skinął głową. Hayes dał znak i asystent uniósł prześcieradło. Powoli ich oczom ukazała się twarz kobiety. Leżała nieruchomo, wpatrzona w sufit. Jej cera przybrała niebieskawy odcień. Bentz poczuł falę żółci w gardle i przyglądał się zwłokom z niedowierzaniem. Na stole nie leżała Jennifer. Patrzył na martwą Fortunę Esperanzo. Rozdział 31 To nie Jennifer – powiedział Bentz. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. Niczego już nie wiedział. Co to ma znaczyć? Fortuna? Nie żyje? O, cholera! Hayes gwałtownie podniósł głowę, – Co? – To nie jest kobieta, za którą biegłem. To Fortuna Esperanzo. Jennifer kiedyś pracowała z nią w galerii sztuki w Venice Beach. – Ta tutaj? – Hayes wskazał zwłoki. – To jest Esperanzo? – Tak. – Bentz oparł się o ścianę i na moment zamknął oczy, gdy po chwili otworzył je ponownie, wrócił koszmar. Hayes potarł czoło, zmęczony i zbity z tropu. – Nic dziwnego, że nie mogłem się do niej dodzwonić. – To na pewno ją wyłowili z oceanu? – zapytał Bentz. – Tak, nadal śmierdzi morzem – odparł asystent. – Jeszcze nie wiemy, jak zginęła, czekamy na sekcję. Bentz nerwowo przeczesał włosy palcami. – Co miała na sobie? – Spojrzał na asystenta. – Macie ubranie? – Myślę... Chwileczkę. – Zerknęła do spisu. – Koszulka bez rękawów, rozmiar S, różowa. Szorty, rozmiar dwa, białe, białe majtki, cielisty stanik, trzydzieści dwa B. Bez butów i bez biżuterii. – A to drań – mruknął Bentz. – Co? – Strój. Dokładnie to samo miała na sobie kobieta, którą goniłem. To znaczy nic nie wiem o jej bieliźnie, ale na pewno miała różową koszulkę i białe szorty. Ktoś wiedział. Zabójca. On albo ona. Wiedział to na pewno. – Myślisz, że to nie Jennifer? – A jakim cudem? – Więc kto? – Cholera wie. – Bentz odwrócił się, czując nadciągającą falę mdłości. – Pogadajmy z Yolandą Salazar, przekonajmy się, co wie. Może ona zdradzi nam, co łączyło Fortunę Esperanzo z kobietą, która skoczyła z klifu. Już szedł do drzwi. Przenikał go lodowaty strach. Olivia. Na rany boskie, gdzie ona jest? Niech Bóg go ma w swojej opiece, jeśli zginęła. Spojrzał na Hayesa. – Ale najpierw zatrzymamy się na posterunku. Muszę się zobaczyć z żoną. Stoję na łodzi, pod której pokładem kryje się bezcenny ładunek, i czuję, jak wstrząsa mną dreszcz podniecenia. Nareszcie idzie jak po maśle. Cudownie. Choć to nie zasługa Olivii. Kiedy wyjechałyśmy z lotniska, Liwie wypatrywała drogowskazów, co mnie zaniepokoiło. A jeśli zna miasto lepiej, niż się przyznaje? Zmusiła mnie do tego. Nie mogłam ryzykować, że pójdzie po rozum do głowy i zechce zadzwonić. Musiałam wykorzystać