dwa u pierwszej, trzy u drugiej z ofiar.
Może niekoniecznie schemat, ale zawsze coś. Shipley zrobiła stosowną notatkę i zabrała się do zgłębiania kolejnych, słabszych już paraleli. Obaj mężowie ze skłonnościami do przemocy, ale Patston kierował swą agresję głównie na dziecko. W obu napaściach brak wyraź-nego podłoża seksualnego. W raporcie z oględzin miejsca zbrodni znalazła jeszcze jeden istotny szczegół, który porównała z poprzednim przypadkiem. Obydwa ciała były słabo ukryte. - I co to oznacza? - mruknęła, dopijając colę. Że zabójca chciał, by je odnaleziono? A może raczej nie umiał pochować ciał należycie. Albo jest to prostu kolejny zbieg okoliczności. Obaj zabójcy mogli się przestraszyć ewentualnych przechodniów. Poza tym żadne podobieństwa sie nie nasuwały. Z wyjątkiem, rzecz jasna, Allbeury'ego i Novaka. 71 Sandra zastanawiała się - pijąc jedną filiżankę herbaty po drugiej, zajmując się Iriną i gadając z Karen Dean (ostatnio doszła do wniosku, że łatwiej rozmawia się jej z Karen niż z własnym zięciem czy życzliwymi przyjaciółkami) - dlaczego Tony wyraźnie ucina wszelkie rozmowy na temat adopcji Iriny, skoro na początku wręcz się tym przechwalał. Pytanie to wciąż na nowo lęgło się jej w głowie, toteż cały czas usilnie poszukiwała odpowiedzi, traktując te dociekania jako jedyny sposób na odsunięcie myśli od Joanne i zachowanie sprawności umysłowej choćby ze względu na dziecko. I nagle zrozumiała. A gdy to nastąpiło, nie mogła pojąć, dlaczego dotąd była aż tak ślepa. Przez nieskończenie długi czas, starając się o pozwolenie na adopcję, Tony i Joanne nie mogli przebić się przez system, który wciąż ich odrzucał. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znalazło się wyjście i w ciągu zaledwie kilku miesięcy przywieźli Irinę do domu. Sandra odczekała, aż wnuczka zaśnie, a Dean pójdzie do kuchni przygotowywać spaghetti na kolację, po czym ruszyła na poszukiwanie zięcia. Tony w garażu grzebał pod maską samochodu. - Jest już kolacja? - spytał, widząc teściową w bocznych drzwiach. - Niedługo będzie. - Sandra zamknęła za sobą drzwi, nabrała powietrza i przeszła prosto do rzeczy. - Tony, domyśliłam się, dlaczego tak dziwnie zachowywałeś się wobec policji i nie chciałeś ani rozmawiać o adopcji, ani zwrócić się do telewizji. Wyprostował się z nieprzeniknioną, przypominającą maskę twarzą. - Nie wiem, o co ci chodzi. Ściszyła głos.